» Blog » Wrażenia z inscenizacji walk pod Mechelinkami w czasie II WŚ
22-07-2007 23:05

Wrażenia z inscenizacji walk pod Mechelinkami w czasie II WŚ

W działach: różne | Odsłony: 28

Wrażenia z inscenizacji walk pod Mechelinkami w czasie II WŚ
Dzisiejszego dnia wybrałem się z ojcem na inscenizację walk koło wsi Mechelinki (kilka kilometrów na północ od Gdyni) w czasie II wojny światowej.

Na miejsce dotarliśmy o 15:30, czyli pół godziny przed rozpoczęciem widowiska. Korzystając z zaoszczędzonego czasu, przeszliśmy się po straganach, zaopatrując się w jednym w świetną replikę niemieckiego granatu trzonkowego. Przyda się jako przycisk do papieru. :D Następnie podeszliśmy na widownię i resztę czasu spożytkowaliśmy na obserwowania przyszłego pola bitwy. Była na nim „replika” Mechelinek, składająca się z trzech chat, kilku snopków siana i studni. Obok wsi były wykopane niewielkie okopy oraz ziemianka. Pogoda wyraźnie dopisywała tj. słońce nie przeszkadzało (bo go po prostu nie było), zaś temperatura była optymalna. Z powodu spóźnienia jednej z grup rekonstrukcyjnych, inscenizacja rozpoczęła się piętnaście minut po wyznaczonej godzinie.

Rozpoczęła ją bitwa o wieś Mechelinki stoczona miedzy wojskami polskimi i niemieckimi na początku września ’39. Ta część widowiska była najmniej efektowna ze wszystkich, ale zdecydowanie najbardziej ciekawa. Polacy bronili wsi mając do dyspozycji odział kawalerii, przedwojenny ślicznie odrestaurowany Łazik, wyremontowaną tankietkę TKS, samochód pancerny, motocykl Sokół, kilkunastu piechurów, ckm i prowizoryczny szpital wojskowy z pielęgniarkami. Niemcy zaś atakowali dwoma lekkimi czołgami, kilkoma motocyklami (w tym jednym gąsienicowym), dwoma transporterami i kilkudziesięcioosobowego oddziału piechoty. Bitwę rozpoczął wzajemny ostrzał obu stron przerwany udaną szarżą ułanów. Szarża polskich wojaków na koniach był naprawdę efektowny i szkoda, że to było jedyne użycie zwierząt w całej inscenizacji. Po wybiciu kilku Niemców ułanów wycofano po to, by wkrótce nadszedł polski kontratak na pozycje niemieckie przy użyciu samochodu pancernego i tankietki, niestety zakończony klęską; oba pojazdy po ostrzale niemieckich czołgów stanęły w dymie, udając uszkodzone i niezdolne do walki. Wkrótce Hitlerowcy zdobyli przewagę i zajęli wieś. W pamięci został mi zwłaszcza chaotyczny ostrzał polskiego ckm-u (oczywiście ślepakami :P) i głośne huki wystrzałów karabinów obu stron. Te ostatnie zresztą towarzyszyły całej inscenizacji.

Druga część inscenizacji to bitwa o Kępę Oksywską (też kampania wrześniowa), zakończoną śmiercią pułkownika Dąbka, lokalnego bohatera i dowódcy wojsk lądowych obrony wybrzeża. W tej niestety nie brały udział żadne polskie pojazdy i ułani, ale za to weszło w użycie polski działko p-panc Bofors, które miało okazję wystrzelić (huk i masa dymu :>) w stronę niemieckiego pojazdu pancernego. W chwili, gdy z wspomnianego pojazdu zaczął wydobywać się dym, widzowie wiedzieli, iż strzał był udany. Na szczęście scenariusz tej bitwy był bardziej urozmaicony niż liczba pojazdów po naszej stronie. Okopy kilka razy przechodziły z rąk do rąk, była niezapomniana seria z niemieckiego pistoletu maszynowego, która skosiła kilku naszych żołnierzy, były niespodziewane posiłki po polskiej stronie oraz walka na pięści i bagnety. W końcu oczywiście hitlerowcy wkroczyli do wioski, nakazali polskim sanitariuszkom opatrzyć ich rannych i na koniec spalili jedną z replik chałup, która zajęła się pięknym ogniem i płonęła wydzielając gęsty dym prawie do końca widowiska.

Wreszcie rok 1939 został w tyle, ustępując ostatniej części rekonstrukcji, czyli działaniami zbrojnym pomiędzy wojskami radzieckimi a niemieckimi w 1945, również w okolicach Mechelinek. Tą najgorzej pamiętam, głównie z powodu kiepskiego widoku (o tym zaraz). Sprzętowo nie było zbyt bogato, jednak na uwagę zwraca radziecki T-34, który był największym pojazdem mechanicznym całej zabawy. Kiedy żołnierze Stalina zajęli i przekroczyli okopy niemieckie (przy huku wystrzałów karabinowych i wybuchów pocisków – te ostatnie całkiem realistycznie zostały odwzorowane petardami), owy czołg ominął specjalnie wcześniej przygotowane zapory, rozjechał jedną z chatynek i natarł na pobliskie wzgórze. Tam dosięgną go jednak pocisk działa przeciwpancernego i czołg efektownie stanął w płomieniach ku aplauzie publiczności. Wszyscy myśleli, że to znakomicie przygotowany pokaz możliwości pirotechników dopóki, dopóty... jeden z czołgistów nie zaczął wołać o straż pożarną! Okazało się, iż specjaliści od materiałów wybuchowych (nie żałowali ich podczas całego pokazu) trochę w tym miejscu przesadzili i mało brakowało, a jeden z eksponatów zostałby stracony. Na szczęście strażacy sprawnie ugasili maszynę (chyba nic jej nie będzie) i obyło się bez przerywania pokazu – warto przy tym zaznaczyć, że walki trwały nawet wtedy, kiedy strażacy walczyli z płomieniami za pomocą gaśnicy (trochę się wyróżniali :P).

W trzeciej bitwie miał miejsce jeszcze jeden zabawny incydent. Otóż zdecydowano się wysadzić jedną z replik chałup przy pomocy materiałów wybuchowych (jakoby miał trafić ją pocisk z działa ciężkiego kalibru). Dano ich jednak tak dużo, że jedna z desek wyleciała wysoko w powietrze i wylądowała wśród publiczności, a konkretnie na parasolu (na szczęście rozłożonym) jednego widza. :>

No właśnie. Parasolu. Niestety, ale dosłownie kilka minut przed rozpoczęciem pokazu zaczął padać deszcz. Z początku słaby, potem silniejszy, następnie na moment w ogóle ustał, po to, by przed samym końcem i długo potem zamienić się w straszna ulewę. Z tego powodu większość ludzi rozłożyła parasole, co mnie strasznie zirytowało, gdyż całkiem skutecznie zasłaniały miejsce rekonstrukcji. Tuż przed rozpoczęciem inscenizacji mieliśmy z ojcem świetny widok na całe przyszłe pole bitwy. Kiedy jednak pojawiły się na widoku wiadome przedmioty, nie było miejsca, z którego można było wszystko widzieć. Trzeba było kombinować, szukać luk, stawać na palcach lub przeciwnie – kurczyć się, aby ogarnąć to, co się działo na dole (publiczność była usytuowana na stoku wzgórza). Doprawdy, drodzy czytelnicy tej notki, kiedy wybieracie się na jakieś imprezy, gdzie jest dużo ludzi i wiecie, że ma być deszcz, to zabierzcie ze sobą płaszcze przeciwdeszczowe, a nie parasole. W ten sposób ułatwicie życie i sobie, i innym. Nie zapomnę pewnej kobiety, która stała niedaleko mnie i narzekała – całkiem słusznie – że parasole ludzi znajdujących się przed nią zasłaniają jej widok. Szkoda tylko, że sama trzymała rozłożoną parasolkę i z pewnością utrudniała obserwację widowiska osobom stojących za nią...

Podsumowując, dzisiejsza rekonstrukcja walk pod Mechelinkami była z pewnością udana. Cieszy spora liczba uczestników w doskonale odwzorowanych mundurach (były nawet mundury marynarskie – w końcu marynarze też brali udział w walkach lądowych), liczne i różnorodne pojazdy mechaniczne oraz widowiskowe efekty specjalne. Scenariusze walk były ciekawe i urozmaicone. Na plus wychodzi też miejsce inscenizacji, tj. szeroki wąwóz pomiędzy dwoma wzgórzami – usytuowanie widzów na stoku jednych z nich był doskonałym pomysłem, gdyż dzięki temu każdy miał doskonały widok na całe pole bitwy (no, gdyby nie te nieszczęsne parasole). Kuleje za to narracja. Komentatora było słabo słychać i co gorsz ten miał zwyczaj zacinania. Ale to tylko drobne potknięcie w tym znakomitym przedsięwzięciu. Za rok też z pewnością się wybiorę.


0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


~Karolina

Użytkownik niezarejestrowany
    Walka
Ocena:
0
Jestem pełna podziwu dla Twojej wiedzy z historii i talentu do pisania recenzji i sprawozdania :)
23-07-2007 11:46
Aki
   
Ocena:
0
Z tego co widziałem ze zdjęć i z elacji osób biorących udział to uważam, że to nie była dobra rekonstrukcja
05-09-2007 22:32
~szeregowy1993

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Moim zdaniem inscenizacja była super. Na przyszły rok planuje zdobyć mundur, Mauzera 9,72 mm, manierke, menażke i huurrra do boju.
19-11-2007 20:17

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.